Wigilia, jak wspomina mama Adasia, była piękna. Świętowali razem – Adam, jego 3-letnia siostra Emilka, rodzice i dalsza rodzina. Zupełnie nic nie zapowiadało dramatu, który rozpoczął się kilka godzin później.
Pierwszego dnia świąt Adam obudził się z powodu bardzo silnych wymiotów. – Pomyśleliśmy, że pewnie czymś się zatruł. On uwielbia owoce i dzień wcześniej jadł mango. Od razu uznałam, że to jest przyczyna – wspomina mama chłopca, Pani Joanna. Jednak kiedy do wymiotów dołączył bardzo silny ból głowy rodzice zaczęli podejrzewać, że powód może być inny.
„Nie widziałam go jeszcze nigdy w takim stanie”
Drugiego dnia świąt sytuacja się pogorszyła, dlatego mama zabrała Adama do szpitala w Głogowie, gdzie od pediatry dowiedziała się, że to najpewniej zatrucie i że oboje mają spokojnie wracać do domu. – Niby wiadomość była dobra, ale mi coś nie dawało spokoju. Głowa bolała go tak koszmarnie, że to nie mogło być zwykłe zatrucie. Nie widziałam go jeszcze nigdy w takim stanie. Ponieważ był to drugi dzień świąt, pojechałam dodatkowo na tzw. pomoc świąteczną. Tam przyjął nas lekarz dyżurujący i potwierdził wcześniejszą diagnozę, więc wróciliśmy do domu – mówi Pani Joanna.
Niestety ból głowy nie ustępował. Chłopiec bardzo dużo spał, nie chciał pić ani jeść, a kiedy się wybudzał sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz stracić przytomność. Z tego powodu rodzice jeszcze tego samego dnia postanowili wezwać karetkę.
– Dyspozytor pogotowia pytał, czy nie możemy sami przywieźć syna do szpitala, ale odpowiedziałam, że nie, bo właśnie zostaliśmy stamtąd odesłani. Ratownicy, którzy do nas przyjechali zarzucali mi, że dziecko jest odwodnione, a przecież ja cały czas tłumaczyłam, że on niemal ciągle śpi i nawet nie mam jak podać mu wody. To było okropne – przyznaje mama chłopca.
Ostatecznie zespół pogotowie zabrał Adama do szpitala. Jeszcze przez dwa dni po przyjęciu go na oddział lekarze powtarzali, że to wszystko przez zatrucie.
Dzień, w którym zmieniło się wszystko
Po podaniu leków wymioty minęły, ale okropny ból głowy nie ustąpił. To bardzo niepokoiło rodziców, którzy domagali się dalszych badań. Ostatecznie lekarze zdecydowali o wykonaniu tomografii głowy, tak na wszelki wypadek…
Od tego badania wszystko się zmieniło. – Usłyszeliśmy, że w głowie syna jest guz, ale że jest to łagodny oponiak. Zostaliśmy skierowani do Katowic. Tam, po błyskawicznym przyjęciu na oddział, Adasiowi zrobiono badanie rezonansem magnetycznym. Dowiedzieliśmy się wtedy, że guz powoduje wodogłowie i potrzebna jest natychmiastowa operacja, która zmniejszy ciśnienie w czaszce. I dopiero to pomogło zwalczyć bóle głowy -opowiada mama chłopca.
Wkrótce po tym lekarze zdecydowali, że guza trzeba jak najszybciej usunąć. Adam znowu trafił na salę operacyjną. Rezonans pooperacyjny wykazał jednak, że nie udało się wyciąć całej zmiany. Niestety rodzinę czekała jeszcze jedna bardzo zła informacja – wyniki badania histopatologicznego.
– Ja cały czas czułam, że ten guz to nie jest łagodny przeciwnik. Niestety moje koszmarne przeczucie potwierdziło się, bo wyniki z laboratorium wykazały, że to guz złośliwy – pineoblastoma IV stopnia. Gdy się o tym dowiedziałam, w pierwszej chwili musiałam się wypłakać… Później przeczytałam kilka informacji w internecie i zupełnie straciłam nadzieję. Następnie dotarłam do historii pacjentów, które mi tę nadzieję przywróciły, przynajmniej częściowo– dodaje Pani Joanna.
„Mamo, boję się…”
Adam kocha sport i jeszcze przed świętami trenował ze swoją drużyną piłkarską. Był też regularnie badany i zawsze miał wzorowe wyniki. – Jedynym niepokojącym sygnałem były zaburzenia snu. Około miesiąc przed świętami synek zaczął przychodzić w nocy do naszego pokoju. Potrafił po 3-4 razy stawać w drzwiach mówiąc „mamo, boję się”. Oczywiście uspokajałam go, tuliłam i spał dalej. Wtedy nie miałam pojęcia o tym, że podobne problemy mogą być symptomem guza. O tym przeczytałam dopiero, kiedy to wszystko na nas spadło – mówi mama chłopca.
Po powrocie do domu Adam poczuł się lepiej, ale cały czas jest bardzo osłabiony. Pod choinkę dostał wymarzony zestaw klocków LEGO i powtarza tylko, że zdążył go zbudować, ale nie ma siły się nim bawić. W domu niechętnie rozmawia o pobycie w szpitalu, ma za to nadzieję, że szybko odzyska poprzednią fryzurę.
– Nasz syn od zawsze był wulkanem energii. Skakał, biegał, uwielbiał rower i basen. Mamy w domu drążek do podnoszenia i nie pamiętam, żeby potrafił ominąć go bez podskoku i choćby krótkiej zabawy. W tym roku pierwszy raz miał pojechać na narty i bardzo na to czekał. Niestety przez chorobę osłabł, co jest dla niego dużym problemem. Na tę chwilę wiemy tylko, że potrzebne jest błyskawiczne leczenie, które będzie bardzo ciężkie i bardzo długie. Niestety nie wiemy jeszcze, co to konkretnie oznacza i jakie rokowania ma Adam. Wiemy za to, że będziemy walczyć ze wszystkich sił. I tak długo, jak będzie trzeba. Adaś też jest w tym wszystkim bardzo dzielny, co jest dla nas dodatkową ogromną motywacją – dodaje Pani Joanna.
ADAM BROCZKOWSKI POTRZEBUJE WSPARCIA FINANSOWEGO. WPŁATY NA JEGO RZECZ PROSIMY KIEROWAĆ NA KONTO:
Fundacja ZOBACZ MNIE
ul. Ofiar Oświęcimskich 14/11
50-069 Wrocław
SANTANDER BANK POLSKA SA
28 1090 23 98 0000 0001 4358 4104
Z tytułem wpłaty: ADAM BROCZKOWSKI
Szybkie wpłaty: https://zobaczmnie.org/wplacam/
Z tytułem wpłat: ADAM BROCZKOWSKI
Wsparcie z zagranicy prosimy kierować na konta walutowe fundacji:
Konto walutowe w EURO: 92 1090 2398 0000 0001 4307 1859
Konto walutowe w USD: 49 1090 2398 0000 0001 4690 2387
IBAN: PL
SWIFT CODE: WBKPPLPP
Przy każdym przelewie bardzo prosimy o wpisanie w tytule wpłaty: ADAM BROCZKOWSKI
Przekaż 1,5% podopiecznym Fundacji ZOBACZ MNIE
Twój 1,5% podatku ma potężną moc. Dzięki niemu ratujemy zdrowie i życie ciężko chorych dzieci. Wpisz w swoje zeznanie podatkowe nasz numer KRS: 0000 79 53 64 i przekaż 1,5% podatku podopiecznym Fundacji ZOBACZ MNIE.
Wypełnij PIT on-line
Rozlicz PIT na podatki.gov.pl
Pobierz program do PIT