Kacper zaczął chorować dwa lata temu. Na początku przyszły bóle głowy, do których dołączyły wymioty. Gdy chłopczyk zaczął się skarżyć na to, że widzi podwójnie rodzice natychmiast zawieźli do go szpitala. Niestety lekarze początkowo zbagatelizowali objawy, dlatego dopiero podczas drugiego pobytu w szpitalu zrobili mu rezonans magnetyczny. Badanie pokazało, że w główce Kacperka rośnie guz i rozwija się ostre wodogłowie.
Wtedy wszystko nabrało ogromnego tempa. Lekarze uznali, że natychmiast powinien trafić do Warszawy, więc wezwali helikopter. Mój dzielny synek musiał polecieć sam. My w tym czasie pędziliśmy na złamanie karku samochodem
– wspomina pani Marzena Król-Teszner, mama Kacperka.
Prognozy najlepsze z możliwych. W Centrum Zdrowia Dziecka Kacper Teszner trafił na neurochirurgię. Konieczna była operacja, dzięki której lekarze zatrzymali narastające wodogłowie i pobrali próbki guza do badania. Po tygodniu przyszły wyniki. Guzem, z którym przyszło walczyć Kacperkowi była germinoma.
Usłyszeliśmy, że w tej sytuacji, to jak wygrana w totolotka. Że to najlepsze co mogło nam się przytrafić, bo guz łatwo poddaje się leczeniu i nie wraca. Dlatego od samego początku byliśmy uspokajani, że, owszem, czeka nas chemia i radioterapia, ale po tym kilkumiesięcznym leczeniu zapomnimy na dobre o onkologii, a Kacperek będzie żył jak każde inne dziecko
– opowiada pani Marzena.
Kacperek przeszedł więc cztery cykle chemioterapii i naświetlania. Po czterech miesiącach leczenie zostało uznane za zakończone, dlatego chłopiec mógł wrócić do normalności.
Nasz synek otarł się o śmierć, ale zwyciężył. Zobaczyliśmy, jak kruche może być życie, dlatego uznaliśmy wtedy, że z niczym nie powinniśmy czekać. W lutym zakończyło się leczenie, dlatego już podczas wakacji zdecydowaliśmy się na podróż do ukochanej Chorwacji
– opowiada pani Marzena.
Kacper szalał na plaży, nurkował, wygłupiał się z innymi dziećmi. Byliśmy przekonani, że to traumatyczne doświadczenie jest już za nami.
Choroba dała rok przerwy. I rzeczywiście, Kacper czerpał z życia pełnymi garściami. Gdy tylko wrócił do szkoły, zaczął całe dnie spędzać z kolegami na hulajnodze. Dlatego nawet gdy było bardzo zimno, grubo się ubierał i śmigał po okolicy. Był szczęśliwy i spragniony nowych doświadczeń. Tak, jakby czuł, że choroba nie dała mu długiej przerwy.
W ostatnie zimowe ferie pojechaliśmy na narty. Synek stanął na szczycie i powiedział „Mamuś nie martw się. Poradzę sobie sam” i… pojechał. Spisał się znakomicie
– wspomina z uśmiechem pani Marzena. – I tak było ze wszystkim – Nie pozwolił, by choroba mu cokolwiek odebrała. Dlatego uparcie stawiał na swoim i śmiało robił dokładnie to, co inne dzieci.
Znów zaczęło się dziać coś niepokojącego. Najpierw zaczęło uciekać mu oczko. Gdy to zauważyłam przeszedł mi po plecach zimny dreszcz, bo tak zaczęła się choroba półtorej roku wcześniej. Potem pojawiły się problemy z przełykaniem, dlatego czułam całą sobą, że dzieje się coś złego. Ale jeszcze wtedy onkolodzy mnie uspokajali. Mówili, że przecież guz z którym walczył synek nie ma tendencji do nawrotów i tłumaczyli, że problemy Kacperka mogą być wynikiem radioterapii, jaką przeszedł
– mówi zdenerwowana pani Marzena.
A my z dnia na dzień martwiliśmy się coraz bardziej. W końcu wymusiliśmy to, żeby synkowi wcześniej zrobiono rezonans.
Badanie pokazało coś niepokojącego. Nie było jednoznaczne, więc lekarze wciąż mówili, że trzeba się uspokoić i odczekać dwa miesiące do następnej kontroli.
Świat się zawalił. 6 czerwca Kacperek przeszedł kolejny kontrolny rezonans. Jego wynik nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Choroba wróciła i to w bardzo agresywnej postaci.
Wszyscy lekarze byli w wielkiej konsternacji. Mówili, że to nie miało prawa się wydarzyć. A jednak u naszego synka się wydarzyło i to od razu w tak zaawansowany sposób. Usłyszeliśmy, że jest źle… Bardzo źle… Dlatego zostaliśmy natychmiast wezwani do szpitala. Po raz kolejny nasz najdroższy synek został pacjentem oddziału onkologii
– opowiada ze łzami pani Marzena.
Każdego dnia przychodziły coraz gorsze wiadomości. Szybko okazało się bowiem, że guz dał przerzuty nie tylko w główce, ale i wzdłuż całego kręgosłupa.
Gdy zapytałam onkologów, czy mieli już taki przypadek, bezradnie rozłożyli ręce i uczciwie odpowiedzieli, że nie udało im się uratować żadnego dziecka z tak zaawansowaną chorobą przy tym rodzaju guza. Dlatego to był dla nas szok. Nie mogliśmy po prostu uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wtedy skończył się nasz świat…
– płacze mama Kacpra.
Lekarze powiedzieli, że to jest ekstremalnie rzadka sytuacja. Przyznali, że dotychczas leczenie pacjentów z przerzutami do kręgosłupa się nie powiodło…
Kolejna walka. Gdy na rodziców spadł ten grad złych wiadomości, postanowili na własną rękę przebadać wycinek guza w niemieckiej klinice specjalizującej się w molekularnych i genetycznych analizach guzów mózgu. Specjaliści z Bonn potwierdzili, że Kacperek walczy z germinomą, ale jednocześnie pokazali, że jego guz należy do wąskiej i bardzo rzadkiej grupy o podwyższonym ryzyku wznowy.
A my o tym nic nie wiedzieliśmy. Nie przyszło nam nawet do głowy to, żeby zbadać wycinek na własną rękę. Dlatego wciąż nie potrafię się pogodzić z tym, że nie zrobiliśmy tego wcześniej. Nie wiem, czy leczenie synka byłoby wtedy inne. Ale wiem, że nie pozwoliłabym tak łatwo uciszyć niepokoju, który pojawił się przy pierwszych symptomach wznowy
– tłumaczy pani Marzena.
Gdy okazało się, że guz znów zaatakował, lekarze rozpoczęli kolejną chemioterapię. Kacperek bardzo źle ją znosi. Ma drgawki, ciągle wymiotuje i nie chce jeść. Cały czas jest mu albo bardzo zimno, albo za gorąco.
On znosi to z pokorą, ale chemia rozkłada go na łopatki. Jest z tym wszystkim pogodzony, ale ja widzę w tym bezsilność i rezygnację. Potwornie się tego boję. Boję się, że zabraknie mu siły do walki
– tłumaczy mama Kacperka.
Konsultacje za oceanem – Najtrudniej było powiedzieć Kacperkowi, że zaczynamy od początku, bo przy pierwszej chorobie bardzo się buntował. Ciągle pytał, dlaczego to on jest chory. Wstydził się tego, że zaczęły mu wypadać włoski. Baliśmy się z mężem tego, jak przyjmie wiadomość o tym, że znów musi walczyć – opowiada pani Marzena. – On jednak tak bardzo dorósł przez te dwa lata. Przyjął wszystko ze zrozumieniem. Powiedziałam mu, że musimy jeszcze doleczyć jego oczko i pozbyć się tych kłopotów z przełykaniem. Gdy wszystko sobie przemyślał, w pewnym, zupełnie niespodziewanym momencie szepnął mi tylko, że chciałby być zdrowy, jak każde inne normalne dziecko. I wtedy, choć staram się trzymać przy nim, nie wytrzymałam. Po prostu pociekły mi łzy po policzkach. Ale też wtedy obiecałam sobie, że zrobię dla niego absolutnie wszystko. Że znajdę miejsce na świecie, w którym lekarze będą wiedzieć, jak uratować mojego synka.
Wielkie nadzieje. Po kilku tygodniach gorączkowych poszukiwań i konsultacji pojawiło się światełko w tunelu. Profesor Finlay z Columbus w USA zaproponował nowatorską metodę leczenia. Chemioterapię połączoną z cyklem autoprzeszczepów szpiku. Dokładnie przeanalizował przypadek Kacperka i całą jego dokumentację medyczną, dlatego uznał, że widzi bardzo duże szanse na ocalanie jego życia. Powiedział, że właściwie poprowadzone leczenie sprawi, że będzie to „VERY curable situation”, czyli guz możliwy do całkowitego wyleczenia.
Ta szansa na życie jest niezwykle kosztowna, bo całe leczenie kosztuje niemal 4 miliony złotych. Nie ma sposobu, żebyśmy sami zgromadzili tak ogromne pieniądze. Dlatego potrzebujemy wsparcia. Całej armii dobrych ludzi, którzy pomogą nam uratować naszego synka. Wiemy, że nasze dziecko może żyć i zrobimy absolutnie wszystko, żeby tak było. Błagamy tylko o wsparcie. Bo każda złotówka może być na wagę życia naszego ukochanego Kacperka
– błaga o pomoc pani Marzena.
Kacper Teszner potrzebuje Twojej pomocy. Zbiórkę na rzecz Kacperka prowadzimy na stronie: https://www.siepomaga.pl/kacper-teszner
Aktualizacja 21.01.2021
Dzięki Wam w sierpniu 2020 roku Kacperek rozpoczął swoje leczenie w Columbus w Nationwide Children’s Hospital! Było to możliwe dzięki wielkiej zbiórce pieniędzy, podczas której na terapię Kacpra zgromadziliśmy ponad 4 miliony złotych. Codziennie nowe wyzwania, codziennie nowe badania… Biopsje, punkcje, pobieranie krwi. Nie jest łatwo, Kacper toczy najcięższą z możliwych walk – WALKĘ O ŻYCIE. Cały proces leczenia jest dla niego niezwykle ciężki, ale Kacperek się nie poddaje, codziennie zadziwia rodziców np. podczas rozmów z pielęgniarkami po angielsku.
Kolejnym etapem leczenia ma być protonoterapia w Cincinnati w szpitalu dziecięcym. Wierzymy, że umożliwi ona zakończenie terapii i ostateczne pokonanie choroby.
Fundacja ZOBACZ MNIE
ul. Ofiar Oświęcimskich 14/11
50-069 Wrocław
SANTANDER BANK POLSKA SA
28 1090 23 98 0000 0001 4358 4104
Z tytułem wpłaty: Kacper Teszner
Wsparcie z zagranicy prosimy kierować na konta walutowe fundacji:
Konto walutowe w EURO: 92 1090 2398 0000 0001 4307 1859
Konto walutowe w USD: 49 1090 2398 0000 0001 4690 2387
IBAN: PL
SWIFT CODE: WBKPPLPP
Przy każdym przelewie bardzo prosimy o wpisanie w tytule wpłaty: Kacper Teszner
Wsparcie można też przekazać w postaci przelewu internetowego za pośrednictwem strony https://zobaczmnie.org/wplacam/. W rubryczce „CEL” prosimy wpisać imię i nazwisko dziecka: Kacper Teszner
Przekaż 1,5% podopiecznym Fundacji ZOBACZ MNIE
Twój 1,5% podatku ma potężną moc. Dzięki niemu ratujemy zdrowie i życie ciężko chorych dzieci. Wpisz w swoje zeznanie podatkowe nasz numer KRS: 0000 79 53 64 i przekaż 1,5% podatku podopiecznym Fundacji ZOBACZ MNIE.
Wypełnij PIT on-line
Rozlicz PIT na podatki.gov.pl
Pobierz program do PIT